Andreas Umland – List otwarty do Żydów całego świata

Trzy razy w ciągu ostatniego miesiąca zaatakowano wiernych synagogi na Podolu (dzielnica Kijowa). […] Świadomie zaplanować takie działania dziś na Majdanie może tylko psychopata. To oznaczałoby pogrzebanie własnymi rękami wszelkich nadziei na pomoc z Zachodu. Natomiast dla przeciwnika: po pierwsze, arogancja i poczucie całkowitej bezkarności.  

Trzy razy w ciągu ostatniego miesiąca zaatakowano wiernych synagogi na Podolu (dzielnica Kijowa). Dwa ataki były nieskuteczne, jeden skończył się obrażeniami studenta jesziwy. Charakter i okoliczności nie pozostawiają wątpliwości co do sprawstwa. Spontaniczny wybuch agresji „antysemitów z Majdanu” jest wykluczony. Celem „spontanicznego wybuchu” byłaby synagoga, znajdująca się w centrum Kijowa. Świadomie zaplanować takie działania dziś na Majdanie może tylko psychopata. To oznaczałoby pogrzebanie własnymi rękami wszelkich nadziei na pomoc z Zachodu. Natomiast dla przeciwnika: po pierwsze, arogancja i poczucie całkowitej bezkarności. Zatrzymany przez samych wiernych „obserwator”, który dokładnie rysował w notatniku „trasy przemieszczania się” studentów jesziwy, zupełnie spokojnie udał się na posterunek milicji, skąd zniknął. Po drugie, milicja i tak nikogo nie znalazła, a wygląda na to, że nawet nie szukała. Dla dzisiejszego Kijowa jest to obraz znajomy: wynajęci dresiarze, ochraniani przez milicję, podpalają samochody, niszczą witryny, atakują zwykłych przechodniów, po czym znikają w ciemności … Kalkulacja jest prosta. Albo Żydzi dojdą do wniosku, że stali się ofiarami „banderowców” i będą wymagać od rządu i społeczności międzynarodowej, aby ukrócić „niepodobieństwa” na Majdanie albo zrozumieją, że stali się obiektem zastraszania przez władzę i tym bardziej będą wymagać „zamknięcia” Majdanu, żeby nie stało się jeszcze gorzej.

Przybyliśmy na te ziemie już dawno temu. Gminy żydowskie na Krymie istnieją od ponad dwóch tysięcy lat. O Kijowie po raz pierwszy wspomina się w piśmie, napisanym w języku hebrajskim. Jednakże nasza współczesna historia na ziemiach ukraińskich rozpoczęła się zaledwie pięćset lat temu. Była to różnorodna historia: wielka i nieistotna, szczęśliwa i przerażająca. „Złoty Wiek” i chasydyzm, Haskala i syjonizm, pogromy i zagłada, komunizm i  „walka z kosmopolitami” – to wszystko, czego doświadczyliśmy tutaj. I tak wychodziło, że cały czas mieszkaliśmy obok Ukraińców, bardzo rzadko razem z nimi. Dlatego, że ta ziemia należała do kogoś innego, ale nie do nich samych. Litwa i Polska, Turcja i Rosja, Austria i Węgry, Rumunia i Czechosłowacja, Związek Radziecki i III Rzesza – imperia i republiki, monarchie i tyranie, wszystkie je łączyło przekonanie, że ludzie tej ziemi mają trwać w milczeniu i pokorze. A my, wiedzeni naturalnym instynktem samozachowawczym, zawsze staraliśmy się być po stronie silnych, po stronie władz, a nie po stronie Ukraińców. Ale to również oznaczało, że przy każdej ich próbie zrzucenia z siebie obcego jarzma, stawaliśmy się jednym z pierwszych obiektów wybuchów nienawiści lub celowej propagandy. Ponownie zwracaliśmy się do władz o ochronę i znów wpadaliśmy w to samo błędne koło. Być może, gdyby co najmniej jedna próba osiągnięcia niezależności przez Ukraińców była udana, nasze stosunki ukształtowałyby się inaczej.

Dwadzieścia parę lat temu to pozornie miało miejsce. Na gruzach ostatniego imperium Europy powstały lub odrodziły się niepodległe państwa, a wśród nich Ukraina. Przez wszystkie te lata młode państwo z trudem szukało swojej drogi i swego miejsca w rodzinie wolnych narodów. Narodom państw nadbałtyckich poszczęściło się – od razu przyjęto ich do europejskiej rodziny. Mołdawianom i Gruzinom narzucono bratobójczą wojnę, która doprowadziła do podziału ich kraju. Ukraińcy demonstrowali nadzwyczajny spokój i powściągliwość, w bezkrwawy sposób rozstrzygając kolejne kryzysy polityczne. Dziś jednak nastąpiła godzina prawdy. Siły imperialnego rewanżu wewnątrz i na zewnątrz Ukrainy w otwarty sposób postawiły na najbardziej odrażającego polityka obozu prosowieckiego, łączącego w sobie kryminalną przeszłość, ignorancję i prymitywny światopogląd. W ciągu mniej niż trzech lat swoich rządów udało mu się zgromadzić ogromne bogactwa i wielu wrogów, grzebiąc przy tym gospodarkę kraju i jego nadzieje na integrację europejską.

Dwa miesiące temu obywatele Ukrainy, którzy zaczerpnęli w ciągu ostatnich dwudziestu lat łyk wolności, przyszli na plac z jednym żądaniem: powstrzymać staczanie się kraju w kierunku dyktatury i przywrócić ludziom nadzieję na lepszą przyszłość. Od tego czasu stoją oni na kijowskim Majdanie i na wielu majdanach we wszystkich miastach swego państwa. Wśród nich są nie tylko Ukraińcy, ale także Rosjanie, Ormianie, Białorusini, Tatarzy krymscy i Żydzi. Przeciwko nim rzucono oddziały specjalne milicji i wojska wewnętrznego, wynajętych dresiarzy i zastraszonych pracowników służb publicznych. Wszyscy ci, w których wciąż jeszcze tkwi sowiecka obojętność na los własnego państwa i lęk o kawałek suchego chleba, który rzuca im pańską ręką wszechmocny urzędnik.

Dziś nasze słowa znaczą wiele dla tych ludzi i dla całego świata. Krwią i popiołami Holokaustu okupiliśmy to prawo  mówić i być usłyszanym. Dziś niestety wielu z nas stara się odnaleźć w tej sytuacji korzyści dla siebie lub trzymać się z boku. Tak było już wiele razy w historii. Ale dziś nadszedł czas, aby przypomnieć, że swoje prawo do nieśmiertelności nasz naród otrzymał trzy i pół tysiąca lat temu, zobowiązując się nie tylko do wypełniania przykazań Najwyższego, ale również do szerzenia wiedzy o Nim wśród wszystkich narodów. Dzisiaj 45 milionów ludzi w tym kraju, gdzie obficie przelano i naszą krwią, proszą jedynie o Sprawiedliwość i Miłosierdzie. Dwie rzeczy, na których Bóg stworzył ten świat. Czy mamy prawo im tego odmawiać?

Witalij Nachmanowycz, historyk

Kijów, 03.02.2014

 

Wersje angielska i rosyjska: http://blogs.pravda.com.ua/authors/voznyak/52ef7032c17b4/