Strach rządzi w Donbasie. Nawet separatyści wywożą rodziny

Ihor Tymots (Gazeta Wyborcza | 03.07.2014)

Z naszego miasteczka uciekło już jakieś 40 proc. ludzi. W pierwszej fali wyjeżdżali przedsiębiorcy, którzy bali się o swój biznes. Teraz uciekają inni, bojąc się o życie – mówi mieszkanka wschodniej Ukrainy
Olena mieszka w obwodzie ługańskim. Zatelefonowałem do niej, by dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda dziś życie w tym ukraińskim miasteczku przy samej granicy z Rosją. Olena zgodziła się na rozmowę, pod warunkiem że nie podam jej nazwiska ani nazwy miejscowości. To pokazuje skalę strachu Ukraińców z terenów opanowanych przez separatystów.

IHOR TYMOTS: Czego się boisz?

OLENA: Wszędzie zdrada, rozczarowanie, strach. Nie wiesz, czego się spodziewać. Nie można ufać nawet tym, z którymi wcześniej się przyjaźniłeś. Pokazują na ciebie palcem i mówią: „To banderowiec!”. W każdej chwili ktoś może cię wydać separatystom. Z tego powodu rozpadają się nawet rodziny.

Wojna podchodzi pod wasze domy?

– Toczy się tuż obok nas. Siedzimy z rodziną w ogrodzie, wokół kwiaty, latają motyle… I nagle – huk, eksplozje. Teraz już boimy się każdego dźwięku. Wieczorem kładziemy się spać, a w nocy budzą nas wybuchy. Biegniemy więc z dziećmi do piwnicy, myśląc, że to bombardowanie. Ręce nam się trzęsą ze strachu. Aż tu mąż przybiega do mnie i mówi: „To tylko burza”

Jak daleko są oddziały ukraińskie?

– Z telewizji od polityków dowiadujemy się, że w naszym miasteczku unieszkodliwiono terrorystów i sytuacja jest pod kontrolą armii. Że granica jest już zaryglowana. A wychodzę z domu i widzę całkiem inny obrazek: po mieście jeżdżą separatyści, granica jest całkiem otwarta. Od strony granicy przejeżdżają samochody wojskowe, to 20 min drogi od Rosji.

Czy łatwo jest uciec z miasta?

– Trzeba zapłacić terrorystom na posterunkach. Taryfa dla osoby dorosłej – tysiąc hrywien [ok. 250 zł], dla dziecka – połowa tej stawki. Na porządku dziennym jest grabież samochodów. Zabierają wszystko, co znajdą i co im się spodoba. Dlatego ludzie często zakopują cenne rzeczy na polach i w lasach.

Napadane są przedsiębiorstwa. Przychodzą bojownicy z automatami i mówią: „Będziemy was bronić”. A ta obrona polega na tym, że wynoszą wszystko, co można wynieść, zdejmują nawet biżuterię z kobiet!

Wielu z tych, którzy uciekli, boi się opowiadać dziennikarzom o okropnościach działań separatystów, bo na tym terytorium żyją jeszcze ich krewni. Tutaj ludzkie życie jest niewiele warte.

W pobliżu Swierdłowska separatyści przebrani w mundury Gwardii Narodowej ostrzelali autobus pełen górników. Tych, co strzelali, rozpoznano, to byli miejscowi, dawniej też pracowali jako górnicy. Za pieniądze gotowi byli zabić swoich, żeby potem oskarżyć o to armię ukraińską.

Dużo ludzi uciekło z miasteczka?

– Około 40 proc. W pierwszej fali wyjechało wielu przedsiębiorców, którzy bali się o swój biznes. Inni uciekli, bojąc się o swoje życie. Wyjeżdżają nawet separatyści, wywożą stąd swoje rodziny.

Niektórzy pojechali do Rosji, ale tam życie jest bardzo drogie. Wrócili i zaraz pojechali na Ukrainę Zachodnią. Wiadomo, przed banderowcami trzeba uciec tam, gdzie nie będą nas szukać; pod latarnią jest najciemniej.

Moja przyjaciółka ataki histerii mi tu urządzała, niestworzone historie opowiadała o Prawym Sektorze. Mówiła, że oni wykradają dzieci, żeby sprzedać je na organy. Że banderowcy przyjadą i wszystkich zabiorą do obozów koncentracyjnych. A potem wyjechała do Winnicy na Ukrainie Zachodniej. Takich osób jest wiele.

Jak wiele osób dołączyło do separatystów?

– W pierwszej fali poszli ci, którzy uwierzyli, że ich życie zmieni się na lepsze, bo przyjedzie Rosja i obroni ich przed kijowską juntą oraz Prawym Sektorem. Druga fala była już bezideowa – ludzie szli wyłącznie dla zarobku. Wielu oszukano: dostali po 500 dolarów, obiecano resztę na koniec miesiąca, ale na tym się skończyło. Zresztą połowa nie dożyła terminu wypłaty.

Znam też górników, którzy poszli do separatystów, a potem zdezerterowali i uciekli z miasta razem z rodzinami. Mówili, że szli walczyć o to, żeby żyło się nam lepiej, a nie po to, żeby pomagać bandytom. Teraz za próby dezercji lub oddania broni armii ukraińskiej separatyści rozstrzeliwują.

Cały tekst można przeczytać tutaj.