Chcę robić filmy na Krymie i zmienić świat

Rozmowa Wołodymyra Prytuły z Achtemem Sejtablajewem (Radio Swoboda | 29.09.2013)

Symferopol – Achtem Sejtablajew, być może najlepszy krymskotatarski aktor i reżyser, mieszka i pracuje w Kijowie. Gra tam Teatrze Akademickim Dramatu i Komedii na Lewym Brzegu Dniepru, sam gra, a także kręci filmy. Mimo, że wystawiane przez niego sztuki oraz role aktorskie w teatrze krymskotatarskim zostały zauważone przez krymskotatarską publiczność i przyniosły mu państwową nagrodę, uznanie reszty kraju zyskał dopiero wtedy, gdy przeniósł się do stolicy. Otrzymał tu „Kijowski pektorał”, a jego film „Mistrzowie z podwórza” zwyciężył na Trzecim Odeskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym. Ale prawdziwą gwiazdą, przynajmniej na Krymie, stał się po premierze filmu „Chajtarma” – pierwszego filmu fabularnego o tragedii nardu krymskotatarskiego – deportacji 1944 roku. Niedawno Achtem Sejtablajew znowu był na Krymie i udzielił wywiadu Radio Swoboda.

– Urodziłeś się w Uzbekistanie, potem powróciłeś do ojczyzny swoich przodków, na Krym, ale już kilka lat mieszkasz w Kijowie. Stałeś się Kijowianinem?


– Jestem Krymianinem, po prostu. Takie określenie najbardziej mi pasuje. Rzeczywiście, urodziłem się w Uzbekistanie, w 1972 roku. Tak samo jak i wielka część moich rówieśników, ponieważ jak powszechnie wiadomo, nasi rodzice w momencie deportacji byli jeszcze dziećmi. Praktycznie całe moje pokolenie urodziło się na obczyźnie. 


Mimo to, moje dzieciństwo było bardzo radosne. Do pewnego wieku, do 4 albo 5 klasy, nie wiedziałem niczego o deportacji: rodzice, jak teraz już rozumiem, chcieli chronić psychikę dziecka i nie mówili, dlaczego tam się znaleźliśmy. Potem, gdy dorośliśmy, powiedzieli nam, skąd pochodzimy, kim jesteśmy i że kiedyś z pewnością wrócimy na Krym. Dla każdego krymskiego Tatara, mówię to na własnym przykładzie, Krym był, dzięki opowieściom rodziców, swego rodzaju ziemią obiecaną, w której patyk wetknięty w glebę natychmiast przeradza się w drzewo.

– Realia życia na Krymie pewnie okazały się rozczarowujące?

– Największe rozczarowanie spotkało mnie w 1980 roku, 11 lipca, gdy wyszedłem z samolotu o 4 rano na wówczas bardzo małe lotnisko w Symferopolu i swemu zdziwieniu nie zobaczyłem ani palm, ani brzegu morza, ani małp na palmach (śmiech). A wylatywaliśmy wtedy z wielkiego lotniska w Taszkiencie i oczywiście było dla mnie zaskoczeniem, że ta ziemia, o której tak wiele słyszałem, wygląda całkiem inaczej niż się spodziewałem. Naturalnie, po kilku dniach, gdy zwiedziłem Bakczysaraj i rejon bakczysarajski i zobaczyłem ten Krym, o którym opowiadali mi rodzice, zrozumiałem, że wszystkie te opowieści były prawdą. Pamiętam, że gdy wyjeżdżaliśmy z Bakczysaraju, widziałem wiele pól lawendowych. I teraz pojęcie ojczyzny kojarzy mi się z zapachem lawendy.

– Teraz jesteś na Krymie. Jak zmieniło się twoje życie po „Chajtarmie”? Tutaj ten film stał się wydarzeniem, i to nie tylko w życiu kulturalnym, jak i społeczno-politycznym.

– Stwierdzenie, że moje życie zmieniło się radykalnie, byłoby przesadą. Opowiem więc o wewnętrznych odczuciach. Miałem poczucie wielkiej odpowiedzialności. Chociażby dlatego, że gdy spotykasz się z młodymi ludźmi, o wiele młodszymi od ciebie albo na odwrót – z ludźmi w podeszłym wielu, którzy czasem dziękując za film nagle zaczynają płakać i rzucają ci się na szyje, rozumiesz, że jeśli chcesz choć w jakimś stopniu na to odpowiedzieć i uszanować emocje tych ludzi, nie możesz zawieść ich oczekiwań. Nie wiem, do czego to doprowadzi. Marzę o tym, aby móc dalej zajmować się dobrym kinem. Chciałbym bardzo, żeby następne kroki, filmy albo spektakle odpowiadały tym oczekiwaniom, jakie wyczuwam u ludzi.

[…]

– Byłem świadkiem, jak pewna wpływowa na Krymie osoba nazwała ciebie „człowiekiem ponad narodowością”, mając ewidentnie na myśli, że twoja twórczość należy do wszystkich ludzi, a nie tylko do Tatarów krymskich. Z kolei tym sam poruszyłeś temat odpowiedzialności, którą czujesz przed narodem krymskotatarskim. Czy widzisz jeszcze jakąś swoją misję we wspólnocie Tatarów krymskim oprócz swojego wkładu twórczego, gdy twoje nazwisko wywołuje dumę twoich rodaków?

– Jak powiedział bohater filmu „Mimino”, takie rzeczy mówicie, drogi towarzyszu, że wstyd na nie odpowiadać (śmiech). Czuję się Achtemem Sejtabłajewem, który wykonuje pewną pracę. Jeśli to wychodzi, to świetnie. Jeśli to znajduje oddźwięk nie tylko w sercach Tatarów krymskich, tym lepiej. To, co robię ja, moja ekipa, moi przyjaciele, koledzy, to próby pomocy ludziom w tym, aby otworzyli się na siebie nawzajem i jeszcze raz powiedzieć o tym, że przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi: Tatarzy krymscy, Ukraińcy, Rosjanie, Ormianie, Grecy, Bułgarzy. Jesteśmy przede wszystkim ludźmi i to jest najważniejsze. Jestem absolutnie pewien, że my, wszyscy ci, którzy zajmujemy się filmem, piszemy książki, uprawiamy dziennikarstwo, pracujemy w radio, telewizji, malujemy obrazy, jeśli nam Bóg dał instrumentarium, rzemiosło, trochę talentu, możemy opowiadać historie, które z jednej strony są żywe i dynamiczne, ale z mocnym fundamentem moralnym i z ambitnymi pomysłami, to my jesteśmy zobowiązani to robić. Z tej prostej przyczyny, że wszyscy chcemy, żeby nasze dzieci żyły w pokoju na ojczystej ziemi. Z dobrymi sąsiadami, którzy szanują ciebie niezależnie od koloru skóry, przekonań, poglądów politycznych itd. […]

– Czy interesujesz się polityką, śledzisz, co dzieje się na Krymie, na Ukrainie i dookoła niej?

– Oczywiście czuję gorycz, widząc, że Ukraina jest w izolacji. Sądzę, że nie będę oryginalny, gdy powiem, że zawsze lubimy słyszeć pozytywne opinie o swojej ojczyźnie, nieprawdaż? Czujemy dumę, gdy ktoś mówi: o, Ukraina, Kliczko, Szewczenko! Wspaniały kraj, super, Ukraina forever! I jest to bardzo przykre, gdy oprócz tych nazwisk jest cała masa różnych zjawisk związanych z polityką, sprawami praw człowieka, stosunkami między państwem a ludźmi, które niestety pozostawiają gorzki osad na duszy każdego, a ja nie jestem wyjątkiem. Przykre jest też to, że u nas za największą wartość nie uważa się człowieka.


Niedawno kijowska obrończyni praw człowieka, pani Natalia Belicer, zapytała mnie, jaka filozofia jest mi najbliższa: Hegla czy jakaś inna? Losy narodów, losy jakichś wielkich historycznych zjawisk czy coś innego. A ja bardziej skłaniam się ku Arystotelesowi, który powiedział kiedyś: jeśli chcecie opowiedzieć historię narodu, opowiedzcie historię jednego człowieka i z niej wyrośnie historia całego narodu. Jestem zwolennikiem zajmowania się człowiekiem, bo za wielkimi, barwnymi słowami – „epoki”, „narody” – bardzo łatwo przeoczyć konkretnego człowieka z jego problemami, radościami, smutkiem, nadziejami, oczekiwaniami.

Dlaczego opowiadam się za tym, aby państwo dbało o człowieka, o dziecko, o ludzi starszych, o ludzi w średnim wieku, aby państwo było gotowe, by te instytucje, które są powołane do zajmowania się człowiekiem, starały się uczynić jego życie w tym kraju jak najbardziej komfortowym. To znaczy: aby mógł on prowadzić swój biznes, mieć prawo do posiadania własnej opinii i swobodnego jej wyrażania. Aby mógł żyć w wielkim świecie, a nie zamykać się w sobie. Za tym się opowiadam. A jeśli tego się nie osiągnie albo uda się to osiągnąć, ale z dużymi ograniczeniami, to choć niektórzy mogą być wtedy zadowoleni, ja będę bardzo rozczarowany.

– Często bywasz na Krymie, wiesz, czym żyje Krym. Czy podoba ci się wszystko, co tu się dzieje?

– Odpowiem jako filmowiec. Krym to wyjątkowe miejsce, nie ma w tym żadnej tajemnicy. On dawien dawna mieszkali na nim ludzie różnych wyznań, różnych narodowości, kultywujący różne tradycje. Nasi przodkowie już dawno temu znaleźli sposoby na to, aby żyć ze sobą w harmonii – potwierdzają to historyczne dokumentny, teksty literackie, także relacje cudzoziemców, którzy przebywali swego czasu na Krymie jako dyplomaci. Mieszkający tu ludzie od dawna znają tę receptę na normalne życie w różnorodnym społeczeństwie: warunek minimum to gotowość do słuchania i szanowania opinii innego człowieka.


Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje mi się, że Krym mógłby stać się przykładem na to, jak może stworzyć model regionu dobrze prosperującego, z dobrymi perspektywami na przyszłość. A jeśli mówimy o kinie, to oprócz pracy nad wizerunkiem ważne jest stworzenie wielkiej infrastruktury – hoteli, infrastruktury transportowej, specjalnych pawilonów, placów. Dookoła może zaś żyć wielu ludzi, rozwijać się, zarabiać na chleb. Ważne jest też poprawienie wizerunku naszego kraju.

Przykład Turcji pokazuje, że gdy zapewni się korzystne warunki dla rozwoju turystyki i całej związanej z nią infrastruktury, następuje rozwój całej gospodarki i pojawiają się nowe miejsca pracy. Na podstawie tego, co wiem z różnych źródeł, z mediów, można powiedzieć, że u nas jest całkiem odwrotnie. Nie widzę, żeby ktoś miał spójny plan rozwoju i koncepcję, jak zadbać o ludzi. Każdy próbuje zarobić na siebie tak jak może. Nauczyliśmy się jakoś żyć na Ukrainie życiem równoległym: są tacy, którzy mają władzę i żyją jakoś swoim życiem, a my tutaj żyjemy swoim. Mnie się to nie podoba, to droga donikąd. Na Krymie, tak jak i w ogóle w naszym kraju, trzeba wiele zmienić.


http://www.radiosvoboda.org/content/article/25120119.html