Jak partia rządząca postrzega Euromajdan

Kateryna Horczynska (Kyiv Post | 29.01.2014)

Gdybym jako przedstawicielka proprezydenckiej Partii Regionów opisywała, co się dzieje na Euromajdanie, historia wyglądałaby tak:

Po tym, jak ukraiński rząd zerwał z Zachodem, odrzucając 21 listopada podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, rozwścieczony Zachód zainicjował masowe zamieszki na Ukrainie. Garstki radykałów i faszystów z zachodniej Ukrainy, wychowanych na opowieściach o Ukraińskiej Powstańczej Armii i jej przywódcy Stepanie Banderze (kolaborujących z nazistowskimi Niemcami podczas drugiej wojny światowej), rozpoczęły brutalne ataki na milicję, przejmowanie budynków rządowych itd. Ci ludzie są sowicie wynagradzani za swój wysiłek, mają też znakomity sprzęt.

Odkąd rozpoczęły się zamieszki wielkość amerykańskich przesyłek dyplomatycznych wzrosła czterokrotnie, co pokazuje, że Amerykanie sprowadzają wszystko, aby pomóc protestującym.

Stany Zjednoczone są zainteresowane zdestabilizowaniem Ukrainy, gdy tymczasem Europa obawia się niestabilności na swojej wschodniej granicy. Stąd jej milczenie i brak sankcji czy podejmowania innych działań w obliczu (całkowicie legalnego) tłumienia protestów przez władze.

Amerykanie wypłacają niektórym aktywistom (tutaj lista nazwisk), bezpośrednio na terenie swojej ambasady żywą gotówkę, 50 tysięcy dolarów jednorazowo, jedynie na benzynę. Niektórzy protestujący dostają od pięciuset dolarów dziennie za udział w protestach, a zapłata wzrasta w zależności od tego, ile koktajli Mołotowa poleci na bezbronnych milicjantów, którym co prawda prawo pozwala na stosowanie w takich przypadkach broni, ale pomimo to wykazują oni daleko idącą powściągliwość.

To nie są wytwory mojej wyobraźni.

Wszystkie te stwierdzenia, i wiele innych argumentów usłyszałam w zeszłym tygodniu od członków Partii Regionów, w różnym wieku, obu płci, gdy próbowałam poznać ich wersję wydarzeń. Podtrzymują właśnie taką alternatywną historię Euromajdanu. – Niektórzy z moich znajomych kupili mieszkania za pieniądze zarobione od początku protestów. Drogie samochody również – opowiada mi jeden z przedstawicieli Partii Regionów w prywatnej rozmowie.

W świetle tej alternatywnej wersji Euromajdanu, członkowie Partii Regionów narzekają, że rząd robi tak mało, by stłumić protesty. – Trzeba zrobić porządek – mówi Ołeh Cariow, jeden z głównych rzeczników tego ugrupowania, zwolennik twardych rozwiązań. Był jednym z dwóch przedstawicieli partii, nie głosujących 28 stycznia za odwołaniem autorytarnych ustaw przyjętych 16 stycznia, które doprowadziły do masowych starć pomiędzy milicją a protestującymi.

Cariow twierdzi, że rząd powinien użyć wszelkich możliwych środków w celu oczyszczenia ulic. – Należy użyć wszystkiego – Berkutu (specjalne jednostki milicji), oraz jednostek samoobrony, tituszek. Nie podoba mi się to, co się teraz dzieje w kraju, a jeszcze mniej spodoba mi się, kiedy tym, którzy dążą do objęcia władzy, wreszcie się to uda. Na przykład Ołehowi Tiahnybokowi – mówi Cariow.

Wielu członków Partii Regionów w pełni popiera wykorzystywanie tituszek, opłacanych przez rząd dresiarzy. Te bandy wysportowanych młodzieniaszków, często wyposażonych w metalowe pręty i temu podobne rzeczy, pracują ramię w ramię z milicją w różnych regionach Ukrainy w celu oczyszczenia ulic. Wykorzystują wszelkie możliwe środki, łącznie z brutalną przemocą przeciwko kobietom i dzieciom, jak np. miało to miejsce w Zaporożu 26 stycznia, gdy 13- 15-letnie dzieciaki łapano, bito, pozbawiono snu i praw.

Niektóre z tych osób zostały po prostu zgarnięte z ulicy za to, że znalazły się niedaleko miejsca protestów. Chodzą teraz do sądów, aby wysłuchiwać wyroków za uczestnictwo w masowych zamieszkach. W niektórych przypadkach rodzice dopiero tam mają możliwość zobaczenia dzieci, które zgodnie z informacją podaną przez protestujących zaginęły ponad dobę wcześniej.

Mychajło Czeczetow, kolejny czołowy przedstawiciel Partii Regionów, mówi, że tituszki, które odegrały znaczną rolę w tłumieniu protestów na całej Ukrainie, stanowią grupę sprzeciwiającą się najemnikom z zachodniej Ukrainy, chcących zdestabilizować kraj. – To zupełnie naturalne, że ci mieszkańcy miast stawiają czoła uzbrojonym bandytom, obcym zwożonym z całego kraju, gotowym do tego, by niszczyć, dokonywać aktów wandalizmu i przejmować budynki rządowe – mówi. Czeczetow twierdzi, że to nie przypadek, że protestujący przyjeżdżają z innych regionów kraju. Dzięki temu nie odczuwają emocjonalnego czy innego oporu przed niszczeniem mienia itd.

Członkowie Partii Regionów wierzą, że ich wersja wydarzeń jest niewystarczająco prezentowana w mediach, także mainstreamowych i nienawidzą dziennikarzy, którzy ich zdaniem stanęli po stronie demonstrantów. Pogląd ten podzielają funkcjonariusze Berkutu. Stąd ich skierowane przeciwko konkretnym osobom ataki, w wyniku których rannych zostało już, i to tylko w ostatniej fazie starć, ponad 40 dziennikarzy. Sądzą oni również, że uczestnicy zamieszek przebierają się za dziennikarzy po to, aby móc bliżej podejść do milicji i zadawać mocniejsze ciosy.

Każdy argument, przedstawiony zwolennikom władzy, spotyka się z kontrargumentem. Gdy mówi się, ludzie są zabijani, porywani i torturowani przez milicję, słyszy się w odpowiedzi, że to radykałowie i dostają to, na co zasługują. Że łamią prawo i że na zachodzie traktowano by ich jeszcze surowiej. Gdy mówi się, że władza straciła kontakt z narodem, ograbia go, atakuje i kłamie odpowiadają, że można to zmienić podczas następnych wyborów, a próby wpłynięcia na sytuację w inny sposób to akcje wywrotowe radykałów i wariatów.

W tę alternatywną wersję wierzy wielu ludzi w całym kraju. Oto dowód: pod koniec grudnia, po szeregu zleconych przez rząd napadach na demonstrantów, prezydent Wiktor Janukowycz wciąż może liczyć na 30 procent głosów w wyborach prezydenckich. Wskazują na to sondaże przeprowadzone przez dwa renomowane thinktanki: Fundację Inicjatyw Demokratycznych oraz Centrum Razumkowa.

To niesłychany wynik, odpowiadający głosom około 10 milionów ludzi. Ta liczba zaskakuje tym bardziej, gdy przeczyta się, że według 71 procent badanych sytuacja w kraju w ciągu ostatniego roku pogorszyła się. Oznacza to, że wielu spośród niezadowolonych z obecnego rządu wciąż go popiera. Witalij Kliczko, były bokser i przywódca opozycyjnej partii Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform, zająłby drugie miejsce z 22 procentami głosów. Margines błędu w tym ogólnoukraińskim sondażu przeprowadzonym na reprezentatywnej próbie 2010 osób wynosił 2,3%.

Ludzie, którzy popierają politykę rządu, wyznają całkowicie odmienne wartości niż ci, którzy wystawiają się na 20-stopniowy mróz na Majdanie. Gdy oprowadzałam znajomego obcokrajowca po Euromajdanie, zauważył on, że na każdym namiocie na Chreszczatyku widnieje inny slogan, i każdy protestujący wykrzykuje inne hasła. Powiedziałam mu, że wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich ludzi jest chęć posiadania pewności, że państwo zezwoli na całą tę różnorodność i że oni współistnieją w tym miejscu w warunkach pokojowych, kierując się zestawem skutecznych, jasnych i praktycznych reguł.

Druga strona, w tym Partia Regionów i jej elektorat, opowiada się tymczasem za sztywną hierarchią, chce się wpasować w ten system. Nie przeszkadzają jej ofiary, które są efektem istnienia takiego systemu. Inaczej pojmują także zasadę sprawiedliwości. Jeden z członków Partii Regionów powiedział mi na przykład, że wiele osób z ich szeregów zostało w ostatnich latach zaatakowanych, znieważonych lub fałszywie oskarżonych przez dziennikarzy i aktywistów. I dlatego właśnie ustawy z 16 stycznia, które podnoszą zniesławienie do rangi przestępstwa, zagrożonego karą do 7 lat więzienia, przewidujące również prowadzenia różne ograniczenia działalności organizacji pozarządowych, uznają oni za właściwe i uzasadnione.

Ich argumentem przeciwko odwoływaniu tych ustaw było, że i tak nie zostaną zastosowane, ponieważ rząd nie jest wystarczająco silny (na razie), aby wprowadzić je w życie. Zbywają śmiechem fakt, że za obowiązujące uznano prawo przyjęte z pogwałceniem wszelkich procedur, w wyniku głosowania tylko przez podniesienie rąk, w na pół pustej sali. Interpretują to jako swoje zwycięstwo i nie przejmują się procedurami, ani faktem, że ograniczenie praw może dotknąć również ich. – Nie robimy nic nielegalnego – brzmi ich koronny argument.

To dlatego za przejaw sprawiedliwości uznają rozstrzygane przez stronnicze sądy postępowania karne przeciwko więźniom politycznym, takim jak była premier Julia Tymoszenko czy uczestnicy protestów: ci ludzie popełnili przestępstwa i zostali sprawiedliwie ukarani. Co prawda ich przestępstwa mogą różnić się od tego, za co posłano ich do więzienia, ale to i tak sprawiedliwość.


Tłum. z jęz. angielskiego: Natalia Kertyczak

Red. Janusz Pac

Tekst oryginalny: http://www.kyivpost.com/opinion/op-ed/katya-gorchinskaya-the-ruling-partys-view-of-euromaidan-335812.html

Publikacja na stronie KOSzU za zgodą autorki.