Mustafa Niezłomny

Wacław Radziwinowicz (Gazeta Wyborcza | 07.05.2013)

Mustafa Dżemilew został pierwszym laureatem Nagrody Solidarności – ogłosił w środę szef MSZ Radosław Sikorski. 3 czerwca wręczy mu ją prezydent Bronisław Komorowski w czasie uroczystej gali na Zamku Królewskim w Warszawie.

Mustafa Dżemilew miał zaledwie pół roku, kiedy 18 maja 1944 r. do domu jego rodziców w wiosce Bozkoj w stepowej części Krymu przyszli żołnierze NKWD. Zaczynała się deportacja Tatarów krymskich do Azji Centralnej. W drodze, a potem w pierwszych latach trwającego prawie pół wieku zesłania wyginęła niemal połowa tego narodu.

W Uzbekistanie, dokąd ich przywieziono bydlęcymi wagonami, Tatarzy mieszkali w ziemiankach, naprędce skleconych przez siebie szopach. Jak kiedyś chłopi pańszczyźniani byli przypisani do fabryk czy sowchozów, w których kazano im pracować. Nie mieli prawa pójść choćby tylko do sąsiedniej wioski. O powrocie do ojczyzny władza radziecka, oskarżająca cały naród o zdradę i kolaborację z hitlerowcami, kazała im zapomnieć.

Dżemilewowi jako nastolatkowi przypisanemu do fabryki lotniczej w Taszkiencie, gdzie był tokarzem, udało się dostać na studia. Ale po trzech latach stracił indeks ukarany za to, że stał się inicjatywnikiem. Tak Tatarzy nazywają działaczy, którzy dokonali rzeczy wydawać by się mogło niemożliwej – organizowali masowy, jedyny taki w ZSRR pokojowy ruch oporu, otwarcie domagając się od władzy radzieckiej przywrócenia praw ich narodowi, a przede wszystkim zezwolenia na powrót na Krym.

Inicjatywnicy zbierali dziesiątki tysięcy podpisów pod petycjami do kierownictwa partii i rządu, grupami jeździli z tymi dokumentami do Moskwy i nie dawali się wygnać z poczekalni ważnych dygnitarzy, dopóki nie wręczyli im pism. Co roku w dniu urodzin Lenina gromadzili tysiące rodaków pod pomnikami wodza bolszewików, przypominając, że on kiedyś nadał ich Krymowi autonomię. Takich demonstracji milicja początkowo nie ośmielała się rozpędzać.

Dżemilew za swoją działalność zapłacił wysoką cenę. W sumie w łagrach i na zesłaniu spędził 15 lat. W połowie lat 70. po kolejnym oskarżeniu ogłosił głodówkę. Przez 10 miesięcy odmawiał przyjmowania pokarmów. W więzieniu karmili go siłą przez sondę.

Na Krym wrócił 25 lat temu. Tatarzy, którzy po zesłaniu odzyskali ojczyznę, wybrali go na przewodniczącego Medżlisu, organu wykonawczego narodowego parlamentu Kurułtaju. Tę funkcję sprawował do 2013 r. Jest też od wielu lat posłem do Rady Najwyższej Ukrainy.

Władimir Putin, szykując aneksję Krymu, próbował zwerbować tatarskiego polityka cieszącego się ogromnym autorytetem wśród rodaków. 12 marca dzwonił do niego. Usłyszał jednak, że najlepszym rozwiązaniem dla regionu byłoby „wycofanie wojsk rosyjskich”. Tatarzy krymscy zdecydowanie występują przeciw aneksji ich ziemi przez Rosję.

A Dżemilewowi, który nie dał się przeciągnąć na stronę Moskwy, władze rosyjskie teraz nie pozwalają przyjechać na Krym. 2 maja próbował się tam przedostać. Kilka tysięcy Tatarów wyszło mu na spotkanie, przerywając kordon graniczny. Rosjanie zablokowali jednak granicę, wysyłając na nią 200 uzbrojonych w automaty omonowców, czołg i transporter opancerzony. Kiedy do granicy zbliżył się tłum prowadzący swego przywódcę, rozległy się ostrzegawcze strzały w powietrze.

Niezłomny Tatar zapowiada jednak, że będzie na Krymie 18 maja, w 70. rocznicę deportacji swego narodu.


Cały tekst można przeczytać tutaj.