«Na Krymie jest mało obserwatorów i dziennikarzy – a oni teraz są nam tu bardzo, bardzo potrzebni»

Rozmowa Andrieja Aleksandrowa z aktywistką Euromajdanu z Symferopola Oleksandrą Dworecką (Belaruskij Żurnał | 04.03.2014)

Czy na Krymie ma miejsce wojenna konfrontacja? Czy rosyjskojęzyczna ludność półwyspu potrzebuje obrony? Dlaczego mieszkańcy Krymu nie ufają nowemu rządowi w Kijowie? Szefowa zarządu Kijowskiego Centrum Obrony Praw Człowieka „Dija” («Działanie») Oleksandra Dworecka, która mieszka i pracuje w Symferopolu, opowiada o tym, co dzieje się na Krymie.

– Głównymi punktami, w których następuje teraz rozwój sytuacji, są budynki administracji oraz jednostki wojskowe rozmieszczone w różnych częściach Krymu. W nocy z 26 na 27 lutego nieznani uzbrojeni ludzie zajęli budynek Rady Najwyższej i Rady Ministrów Krymu w centrum Symferopola i wywiesili na nim rosyjskie flagi. Następnie deputowani Rady Najwyższej Krymu z jakiegoś powodu postanowili przyjść do zajętego budynku i odbyć w nim posiedzenie, które nie było wcześniej zaplanowane. W rezultacie na czele rządu Krymu stanął Sergiej Aksjenow, lider partii «Rosyjska Jedność». Partia ta nie ma elektoratu nigdzie poza Krymem, ale w zasadzie nawet na półwyspie nie ma praktycznie poparcia. W ostatnich wyborach do Rady Najwyższej Krymu «Rosyjska Jedność» zdobyła tylko 4% głosów i teraz ma w parlamencie 3 mandaty na 100. Dziennikarzy na tamto posiedzenie nie wpuszczano, dlatego bardzo trudno jest sprawdzić, co się tam działo, ale świadkowie mówią, że nie było kworum. Chociaż nawet i to postanowienie nie będzie aż tak ważne w dłuższej perspektywie, bo jeśli przyjęto je w przechwyconym budynku pod presją uzbrojonych ludzi, to ilu deputowanych brało rzeczywiście udział w głosowaniu jest mało istotne…
 

– Kim są ci uzbrojeni ludzie?

– Na razie nie wiadomo. Przewodniczący Rady Najwyższej Krymu Władimir Konstantinow powiedział na konferencji prasowej, że budynek został «zajęty przez nieznanych uzbrojonych ludzi», do których potem rzekomo przyłączyła się «krymska samoobrona». Co to jest mityczna «samoobrona» nie wiadomo. Nikt nie mówi otwarcie, że w rzeczywistości są to rosyjscy wojskowi, ale nikt tego nie kwestionuje. Ci ludzie, którzy znajdują się w budynkach administracji, nie mają na mundurach żadnych znaków identyfikacyjnych. Ale mimo to nie ma praktycznie wątpliwości, że są to żołnierze rosyjscy. Bo przecież żadnej «krymskiej samoobrony» nie ma – kto mógłby nią być?
 

– Czyli nieznani uzbrojeni ludzie bez znaków identyfikacyjnych cały czas kontrolują budynki administracji na Krymie?

– Nie chodzi o to, że nikt ich nie kontroluje – po prostu nikt nie zabrania im tam być. Odgrywają tam raczej rolę budzącej strach makiety. Pokazują się od czasu do czasu, wiedząc, że nikt im nic nie zrobi – ani milicja, ani SBU. Ci ostatni zresztą nie mogą w ogóle niczemu się przeciwstawić, ich jednostki zostały rozwiązane i potem jakby gdyby  podporządkowane nowemu ministrowi Krymu, powołanemu przez nie wiadomo kogo, nie wiadomo jak i wedle jakich procedur. Nawiasem mówiąc, Sergiej Aksjenow ogłosił się już głównodowodzącym wojsk Krymu. Pozostaje tylko czekać, aż ogłosi się także głównym sędzią i skasuje sądy – trzyma już w ręku i władzę ustawodawczą, i wykonawczą, i milicję, i armię…
 

–  A nowe kijowskie władze? Czy panuje przekonanie, że Kijów poddał Krym?

– Nie jestem strategiem wojskowym, ani ekspertem od geopolityki, ale wydaje mi się, że Rosja wkroczyła na Krym w bardzo właściwym dla siebie momencie. Gdyby poczekała jeszcze dwa tygodnie, sytuacja byłaby już całkiem inna. Nowe władze w Kijowie nie zaczęły od rzeczy najważniejszych, ich członkowie zaczęli realizować swoje ambicje, dyskutować o reformie ustawy o języku i innych kwestiach, które moim zdaniem nie są naprawdę ważne w tej chwili. Nie zaczęli poza tym żadnych istotnych reform i zmian w regionach, a zwłaszcza tych regionach, w których sytuacja nie jest stabilna. Nie wymienili na przykład szefów krymskich struktur siłowych. Władza pokazała, że nie jest gotowa do rozmów z mieszkańcami Krymu o ich realnych problemach i potrzebach. Sądzę, że ważne jest także to, że nowo powołani ministrowie słabo rozumieją sytuację, nie są profesjonalistami, a zwłaszcza w sprawach wojskowości.

– A jak wygląda życie codzienne? Czy panuje przekonanie, że Krym znajduje się pod okupacją?

– Można gdzieniegdzie zauważyć wojskowe pojazdy, ale ich rola polega na tworzeniu pewnego obrazu i wywoływania strachu. Zdarzyło się na przykład, że dwa wojskowe «Urale»,  przejechały przez wieś, tak zwyczajnie po drodze, która nawet nie łączy żadnych ważnych obiektów – chodziło tylko o zastraszenie ludzi. Nie dochodzi do żadnych agresywnych działań, ale sama obecność żołnierzy stwarza psychologiczną presję

Rosyjscy wojskowi, którzy «oblegają» ukraińskie jednostki na Krymie również próbują demoralizować «obleganych». Okrążają jednostki wojskowe i negocjują, przy czym są to dziwne negocjacje: albo się poddacie – albo nic wam nie będzie, ale lepiej się poddajcie, przejdźcie na naszą stronę. Po prostu wywierają na nich presję, ale jak na razie nie doszło do żadnego szturmu. Rosjanie najwyraźniej nie chcą «zacząć pierwsi», ale mogą prowokować ukraińskich żołnierzy. Bardzo ważne jest teraz moralne wspieranie ukraińskich wojskowych, którzy w ogóle nie przechodzą na stronę Rosji, oraz wspieranie ich rodzin, które są z nimi w kontakcie. 

Na głównym placu Symferopola nie ma wielu ludzi z rosyjskimi flagami i wstążkami św. Jerzego, może trzy-cztery setki, ale większość z nich przywieziono z Sewastopola. Zorganizowali tu u nas w parku miejskim zorganizować koncert «Krymska wiosna», ale nikt na niego nie przyszedł. Spakowali się więc i pojechali na główny plac miasta, tam już było trochę ludzi. Ale generalnie jest oczywiste, że mają oni masowego poparcia.
 

– Ale przy tym wszystkim Krym pozostaje regionem, w którym panują silne nastroje prorosyjskie, prawda? Przecież kremlowska propaganda próbuje ze wszystkich sił pokazać, jak mieszkańcy Krymu jednogłośnie błagają o to, aby rosyjskie wojska wybawiły ich od «faszystowskich banderówców»…

– Wsparcie Rosji na Krymie nie jest w rzeczywistości tak wielkie, jak Rosjanie to pokazują, ale faktycznie jest, nie ma sensu tego kwestionować. Kluczowym problemem jest to, jak tę sprawę przedstawiają lokalne krymskie media. Większość z nich przez cały okres protestów na Majdanie nierzetelnie informowała o tamtych wydarzeniach, opowiadała idiotyzmy o strasznych «banderowcach-faszystach» i ich rzekomym wpływie na obecne władze. Ale z drugiej strony, nowe ukraińskie władze rozpoczęły urzędowanie od takich decyzji, które pokazały, że nie one w stanie albo nie chcą się zajmować sprawami całego kraju.

Co się tyczy nastojów społecznych, to teraz trudno jest ocenić, jak duże jest rzeczywiście poparcie dla działań Rosji i ilu mieszkańców Krymu opowiada się za niepodległością Ukrainy. Nastawieni prorosyjsko mieszkańcy Krymu mogą spokojnie dalej wyrażać swoje wsparcie dla działań Rosji, tak jak mogli to robić zawsze. Nie wiadomo doprawdy, przed czym miałby ich ktoś «bronić».

Ludzie, którzy nie podzielają rosyjskiego punktu widzenia, nie mówią o tym teraz otwarcie i nie mogą wychodzić na ulicę. Dzieje się tak dlatego, ponieważ system prawny na naszym półwyspie działa teraz źle, milicja nie robi praktycznie nic. Jeśli dojdzie do jakiegoś konfliktu albo starć, nikt nie zareaguje.

Ważną rolę w odgrywają Tatarzy krymscy, którzy stanowią ok. 15% ludności półwyspu. Próbują oni teraz zachować neutralność: oficjalne stanowisko medżlisu głosi, że nie należy uczestniczyć w wiecach, nie należy wychodzić na ulice, brać udziału w konfliktach. Postanowiono także, że Tatarzy nie będą uczestniczyć w możliwym referendum o secesji Krymu od Ukrainy. U nas zresztą nie ma w ogóle ustawy o referendum lokalnym, ale kogo to obchodzi? Wyniki i tak zostaną spreparowane. I w ogóle o jakim referendum i wolności wypowiedzi tu mówić, gdy budynki administracji są kontrolowane przez ludzi z karabinami maszynowymi, na tych budynkach wiszą rosyjskie flagi, a po miastach jeżdżą wojskowe pojazdy?
 

– Czy odczuwa pani poprawę sytuacji, jeśli chodzi o prawa człowieka na Krymie?

– Na razie nie ma bezpośredniej, jawnej przemocy, ale są problemy – dotyczą one w pierwszej kolejności działalności dziennikarzy i obrońców praw człowieka. Sprawdzanie informacji jest bardzo trudne, bo dookoła mnóstwo propagandy i kłamstw. Na Krymie jest teraz bardzo niewielu niezależnych obserwatorów i dziennikarzy – a oni są nam tu bardzo, bardzo potrzebni. Nie da się sprawdzić wszystkich informacji, jakie płyną z różnych źródeł. Próbujemy nawiązywać kontakty z lokalnymi działaczami, ale oni są teraz zastraszeni, bo każdy, kto dziś ujawnia, że ma inne poglądy niż te, jakie serwują nam prorosyjskie media, ryzykuje. Bardzo ważna jest teraz obecność obserwatorów, którzy mogliby śledzić to, co się dzieje.


Tłum. z jęz. rosyjskiego: Katarzyna Chimiak

Tekst oryginalny: http://journalby.com/news/v-krymu-seychas-ochen-malo-nezavisimyh-nablyudateley-i-zhurnalistov-oni-nam-zdes-ochen-ochen