Rosjanki stoją pod ambasadą Rosji i protestują

Są Rosjankami i stoją przed ambasadą swojego kraju w proteście przeciw agresji na ukraiński Krym. Warszawiacy pozdrawiają je, przejeżdżając Belwederską

 Masza Makarowa pochodzi ze Smoleńska. Robi doktorat w Polskiej Akademii Nauk o Żydach z Birobidżanu, czyli stolicy Żydowskiego Obwodu Autonomicznego na dalekim wschodzie Rosji. Pod ambasadą pierwszy raz stanęła w sobotę, gdy Rada Federacji wyraziła zgodę na wysłanie wojsk rosyjskich na Krym. Była też w niedzielę, gdy pikietę zorganizowali Ukraińcy. Przyszli też Polacy i Białorusini, a Masza była jednym z nielicznych obywateli Rosji.

– Od poniedziałku stoję codziennie. Chcę, by głos Rosjan, którzy nie popierają polityki Putina, był usłyszany. Bo nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że wszyscy Rosjanie stoją za prezydentem Rosji. Nie wszyscy – mówi z naciskiem Masza. Zmobilizowały ją wydarzenia z Moskwy i Sankt Petersburga, gdzie jej znajomych organizujących antywojenne protesty zatrzymała policja. – Chcę powiedzieć „nie” dla łamania praw człowieka, w tym wolności zgromadzeń i słowa. „Nie” dla polityki, którą Rosja prowadzi wobec Ukrainy. Chcę, żeby mój kraj szanował prawa innych państw i żebym nie musiała się za niego wstydzić – mówi Masza.

 

„Przynosimy Rosji wstyd”

Od wtorku nie stoi już sama. Dołączyła do niej koleżanka. Julia Orieszyna pochodzi z Nowosybirska na Syberii. Na uniwersytecie w Lublinie robi doktorat z historii o miejscach pamięci i ideologizacji przestrzeni w czasach sowieckich. – Przyszłam wesprzeć Maszę i tych wszystkich, którzy są przeciw wydarzeniom na Krymie. Zdenerwowało mnie też, że protest Maszy zaczął być prezentowany w internecie w ten sposób, że tylko jedna Rosjanka jest przeciw polityce Kremla. W samej Warszawie są Rosjanie, którzy nie popierają polityki Putina wobec Ukrainy, ale pracują lub studiują i nie mogą przychodzić codziennie. Ja mogę, więc przychodzę. W odróżnieniu od tego, jak traktuje się protestujących w Rosji, tu nie muszę się niczego obawiać – podkreśla Julia.

 

Nie wszyscy wierzą jej i Maszy. – Podeszła do nas pani z pieskiem i powiedziała, że tylko udajemy Rosjanki, bo przecież „wiadomo, że wszyscy Rosjanie popierają Putina” – opowiada Julia. Większość przechodniów odnosi się jednak do protestujących z sympatią. Podczas naszej rozmowy podjechał na rowerze młody człowiek i podarował im foliową torebkę wypełnioną słodyczami. – Kiedy jechałem przez Rosję, wasi rodacy karmili mnie przez miesiąc. Dziś muszę to odwzajemnić – nie krył wzruszenia. Kierowcy pozdrawiają Maszę i Julię klaksonami lub przyjaźnie machają. W środę zdarzyła się jednak rzecz mało przyjemna. – Wyszedł do nas pracownik ambasady i powiedział, żebyśmy stąd „sp…ły”, że jesteśmy „kur…i” i przynosimy Rosji wstyd – opowiada Masza. – Wiemy, że nasze dane są im już znane. Boimy się, co nas może spotkać po powrocie do kraju – martwi się Julia. – Ale nie zamierzam przerywać protestu. Co będzie, to będzie – nie traci pewności Masza. – Urodziłam się jeszcze w Związku Radzieckim, ale nie jestem już radzieckim człowiekiem. Jestem Rosjanką – mówi z dumą.


Cały tekst można przeczytać tutaj.