Rozmowa Iryny Wikyrczak z Natalią Panczenko (Den’ | 5.04.2014)
Organizatorka Majdanu w Warszawie Natalia Panczenko opowiada o udziale w nim Polaków i Białorusinów, tysiącach podpisów pod petycją o odwołanie ambasadora Ukrainy i leczeniu rannych uczestników kijowskiego Majdanu
Po polskim facebooku rozprzestrzenia się zdjęcie: młoda dziewczyna, owinięta błękitno-żółtą flagą stoi zamyślona na tle symbolu Unii Europejskiej i tłumu ludzi trzymając w rękach ciemno-czerwoną różę. 25-letnia Natalka Panczenko z obwodu połtawskiego stała się symbolem, twarzą i głosem Euromajdanu w Polsce. To właśnie dzięki niej i jej kolegom ranni aktywiści kijowskiego Majdanu mogą bezpłatnie leczyć się w Polsce.
— 23 lutego na Placu Zamkowym w Warszawie na wiecu solidarności z Ukrainą zebrało się ponad siedem tysięcy osób. Tych, którzy tam wtedy bardzo wzruszyło twoje krótkie wystąpienie-podziękowania…
— Tak, w niedzielę, gdy zaczęłam prowadzić wiec, w przerwie, gdy ktoś inny występował, podeszła do mnie pewna kobieta, Polka, i powiedziała: „Natalio, ja panią widziałam w telewizji. Proszę wziąć ode mnie ten kwiatek jako wyraz wdzięczności od wszystkich Polaków za waszą odwagę. To nie wy powinniście nam dziękować, tylko my, Polacy, powinniśmy dziękować wam za to, że jesteście tak śmiali i odważni…” Wzięłam ten kwiatek i potem powiedziałam na wiecu, że on nie należy do mnie, lecz do wszystkich Ukraińców.
— Jak udało wam nawiązać tak dobre kontakty z „oficjalną” Polką i mediami? Kto ci pomaga i jak generalnie zorganizowana jest praca komitetu w Warszawie?
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy zobaczyłam w Internecie, że w Kijowie zbiera się Majdan. Zadzwonił do mnie mój przyjaciel Taras Krawec i zaproponował, abyśmy coś razem zrobili. Na pierwszym posiedzeniu komitetu organizacyjnego, który zebrał się za pośrednictwem facebooka, było ok. 15 osób: utworzenie Euromajdanu Warszawa było inicjatywą w pełni ukraińską.
Gdy codziennie organizowaliśmy „majdan” przed ambasadą Ukrainy w Polsce, zapraszaliśmy wielu gości. Pokazywano nas w telewizji, ciągle coś się działo. Stopniowo ten czy inny polityk albo ktoś ze znanych ludzi znajdował mnie, nawiązywał ze mną kontakt i prosił o możliwość zabrania głosu na majdanie. Albo po prostu przychodzili i poznawaliśmy się już na miejscu. Ktoś występował, ktoś wyrażał swoje osobiste wsparcie. Gdy potrzebowaliśmy jakiejś pomocy, to wówczas już pozwalałam sobie zadzwonić do nich – na przykład do Małgorzaty Gosiewskiej, która bardzo nam pomagała. Na początku po prostu przychodziła na nasz „majdan”, potem kilka razy była w Kijowie. Kiedyś nawet bigos gotowała na Majdanie, po tym jak zorganizowała tam polski namiot.
Gdybyśmy siedzieli tu cicho, nie byłoby w Polsce takich reakcji. Najsilniej reagują te kraje, w których to diaspora dostarcza informacji ludziom informacji. Codziennie przychodziło do nas po kilkunastu dziennikarzy, na wiece przychodziło codziennie po 50-60, a potem i kilkaset osób. I Polacy widzieli, że nie odpuścimy, że to dla nas ważne.
Po utworzeniu naszego komitetu powstał jeszcze jeden – Komitet Solidarności z Ukrainą, który założyli już Polacy. Na pierwsze zebranie tego komitetu zaproszono również mnie jako przedstawicielkę Komitetu Organizacyjnego Euromajdanu Warszawa i ukraińskiej wspólnoty. Pomysł, aby udzielić pomocy rannym z Majdanu, narodził się właśnie na posiedzeniu tego komitetu. Polska strona organizowała od strony formalnej ich pobyt i leczenie w Polsce, ale w momencie, gdy ranny trafia do szpitala, opiekę nad nim przejmuje nasz komitet. To już my, Ukraińcy, o nich dbamy – kupujemy im karty do telefonów komórkowych, kontaktujemy się z ich rodzinami. Codziennie zanosimy im do szpitala jedzenie, codziennie ich odwiedzamy. Polacy zrobili maksimum tego, co mogli: zaprosili ich do swego kraju i dali możliwość bezpłatnego leczenia. Natomiast codzienny kontakt i codzienna opiera nad rannymi to już sprawa diaspory i wspólnoty. W tej chwili na leczeniu w Warszawie przebywa 17 uczestników Euromajdanu. Ranni z Ukrainy przebywają też w szpitalach w Krakowie, Wrocławiu i Lublinie. Łącznie leczy się w Polsce prawie 60 osób.
— Jak liczne były wiece pod ambasadą Ukrainy, świadczy ilość kwiatów i świeczek, które przez całą dobę palą się dla uczczenia pamięci o poległych bohaterach Majdanu. Czy mieliście jakiś kontakt z obecnym ambasadorem Ukrainy w Polsce Markijanem Malskim?
— Nie było żadnej inicjatywy. Tylko jeden jedyny raz, na początku grudnia po pobiciu studentów, ale jeszcze bez ofiar śmiertelnych, odbył się wielki wiec pod ambasadą. I wtedy do nas wyszedł ambasador, a raczej nie tyle do nas, lecz do polskich dziennikarzy. To był pierwszy i ostatni raz, gdy on wyszedł. Z przekazem, że jak ktoś bije młodzież Ukrainy, to bije swoją przyszłość. Mówił, że to niewłaściwe i tak nie powinno być. Na tym poprzestał i już więcej do nas nie wyszedł. Niczego nie powiedział, niczego nie zrobił. Gdy przekazywaliśmy oficjalne listy, je po prostu zabierano, ale żadnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Napisaliśmy kilka listów. Pierwszy dotyczył tego, że potępiamy ówczesne władze. Był to list do władzy w ogóle, a ponieważ ambasador jest jedynym przedstawicielem władzy obecnym tu, jemu przekazaliśmy ten list. Gdy zabijano jego rodaków, nawet wtedy nie wyszedł, żeby choć słowo powiedzieć. Codziennie przynosiliśmy świeczki, układaliśmy przed ambasadą kwiaty, modliliśmy się i czciliśmy pamięć poległych minutą ciszy…On ani razu nie wyszedł. Potem co prawda pojawił się koszyk z kwiatami przed ambasadą, ale nie wiemy, kto go postawił i jak. Gdyby naprawdę czymś się przejmowali, sami zrobiliby tablicę pamięci i jako pierwsi zapaliliby świeczki, ale to my to zrobiliśmy.
W ciągu jednego dnia zebraliśmy prawie tysiąc podpisów za odwołaniem ambasadora (podpisywali tylko obywatele Ukrainy – przyp. aut.) To powinno wystarczyć. A jeśli nie wystarczy, to możemy tych podpisów zebrać więcej. Jeśli ktoś w taki sposób traktuje swoich rodaków i wybiera zasadę «siedzieć cicho» — to on nie może zajmować żadnego państwowego stanowiska…
— Jak oceniasz obecną sytuację: czy naród ukraiński jest gotów zbudować kraj nowy jakościowo na wszystkich poziomach? Jakie cechy powinien mieć nowy lider kraju?
— Nie ma u nas żadnej osoby, która ani razu w życiu nie uczestniczyłaby w korupcji. Są ludzie, którzy chcą to zmienić, i tacy, którzy nie chcą tego zmienić i teraz cała nasza nadzieja w tym, że tych pierwszych jest więcej. Muszą pojawić się nowe twarze i wiara w to, że oni nas nie zawiodą.
Żyję za granicą już cztery lata i widzę, jak bardzo się zmieniłam w porównaniu z tym, jaka byłam, gdy mieszkałam na Ukrainie. Dlatego moim głównym wymaganiem jest to, aby ukraiński lider był absolwentem europejskiego uniwersytetu. To powinien być ktoś z europejskim wykształceniem. W Polsce nie zapłaciłam nigdy za nic ani grosza, a chodziłam na mnóstwo zajęć na uniwersytecie. Tymczasem na Ukrainie nie chodziłam na przykład na WF, bo nikt nie chodził. To wszystko. Chcąc nie chcąc automatycznie stajesz się uczestnikiem korupcji.
— Na niedzielnym wiecu występowali przedstawiciele innych narodów żyjących w warunkach dyktatury lub na granicy dyktatury – Białorusini i Wenezuelczycy. Czy spotykając się z nimi czułaś, że wydarzenia na Ukrainie mają wpływ na nastroje w ich krajach?
— Tak. Widać to zwłaszcza u Białorusinów. Na nasze wiece pod ambasadą zawsze przychodziło wielu Białorusinów. Zdarzało się, że białoruskich biało-czerwono-białych flag było więcej niż ukraińskich. Często dopuszczałam ich do głosu, aby sami powiedzieli, co ich przywiodło do nas na Majdan. Nie tylko Wiaczesław Siwczyk, który występował w niedzielę [23 lutego 2014 – przyp. tłum.], ale i wielu młodych ludzi mówiło: przychodzimy, aby was wspierać i wierzymy, że jeśli wam się uda, to może kiedyś nam też.
— Jak na twoją działalność obywatelską reagowali twoi bliscy?
— Mama codziennie dzwoniła i prosiła: „Niczego nie rób! Nigdzie nie wychodź, bo cię zabiją!” Właśnie tak reagowali, bali się o mnie. I to wszystko. Ja sama nie bałam się, mnie nic nie przeraża. Moi krewni bardzo się bali i nadal się boją, ale ja nie.
Tłum. z jęz. ukraińskiego: Katarzyna Chimiak
Tekst oryginalny: http://www.day.kiev.ua/uk/article/cuspilstvo/teritoriya-solidarnosti