Warto było żyć, aby dożyć Majdanu

Wywiad Michaiła Golda z jednym z przywódców samoobrony Majdanu (vaadua.org | luty 2014)

Kaszkiet zamiast kipy w miejscach publicznych, typowo żydowski wygląd – tego młodego mężczyznę można by wziąć za wykładowcę jesziwy, a to jeden z głównych ludzi w złożonym systemie samoobrony Majdanu i barykad na ulicy Hruszewskiego.
Ze zrozumiałych względów wolał, aby jego nazwisko nie zostało w tym wywiadzie ujawnione, ale poza tym był całkiem szczery…

– Jak ty się TAM znalazłeś? Co dla ciebie znaczy Majdan, również jako Żyda…

– Jak większość moich współobywateli poszedłem na Majdan początkowo nie „za”, lecz „przeciw” – społeczeństwo generalnie łatwo się konsoliduje wokół haseł protestacyjnych. Już wcześniej nie żywiłem szczególnej sympatii do władzy, ale Rubikonem stała się śmierć ludzi. To właśnie to sprawiło, że uznałem, że…pora iść na Hruszewskiego. To, co zobaczyłem, na początku mnie rozczarowało – jak bardzo to było zdezorganizowane, brak liderów, spójnej strategii itd. I wtedy nieoczekiwanie dla mnie samego zacząłem częściowo kierować tą konfrontacją, chociaż pierwotnie nie uważałem jej za „swoją wojnę”. Organizowałem obronę, budowę barykad, a potem, gdy mnie o to poproszono, zacząłem dowodzić jednym z oddziałów.


– To znaczy, że przyszedłeś na Hruszewskiego nawet nie z Majdanu?

Byłem kilka razy na Majdanie, słyszałem chaotyczne przemówienia polityków, nieodpowiedzialne oświadczenia liderów opozycji, i rozumiałem, że ludzie zdolni są do szaleństwa.  Co zresztą i stało się, gdy po siedmiu godzinach negocjacji ta trójka wyszła na scenę i zaczęła badać grunt dla kompromisu. Ludzie ich zostawili i zaczęli przemieszczać się w kierunku Hruszewskiego, aby uczestniczyć w szturmie, ale nie mieli w ogóle pojęcia o sprawach wojskowych.  Służyłem w armii izraelskiej, mam jasne wyobrażenie o operacjach antyterrorystycznych, sam w nich uczestniczyłem, i po prostu zrozumiałem, że teraz znowu poleje się krew. Gdy policzyłem ludzi na barykadach i zobaczyłem, że stosunek sił jest absolutnie niewłaściwy dla operacji ofensywnej, zaproponowałem zajęcie pozycji obronnej i umocnienie reduty. Dzisiaj te barykady wyglądają tak, jak powinny wyglądać.

Ostatecznie nabrałem pewności, że jestem tam, gdzie powinienem być, po szturmie na Ukraiński Dom. Tam, mówiąc słowami „Pirkej Awot”, starałem się być człowiekiem w miejscu, gdzie nie ma ludzi. 1500 osób próbowało zdobyć budynek, w którym znajdowało się 200 funkcjonariuszy wojsk wewnętrznych, głównie kursantów. Gdy dostali się do tych dzieciaków, także i z tamtej strony polała się krew. Zaczęliśmy negocjacje, które zakończyły się oswobodzeniem Ukraińskiego Domu bez ani jednego wystrzału, bez ofiar.

– Czy oprócz ciebie w samoobronie Majdanu są jeszcze jacyś Żydzi?

Tylko w moim oddziale jest czterech Izraelczyków z doświadczeniem bojowym, których, jak i mnie, przywiodła na Majdan chęć niedopuszczenia do nikomu niepotrzebnych ofiar. Nazwałbym całą tę grupę „błękitnymi kaskami”, nawiązując do sił pokojowych ONZ. Sytuacja na Majdanie jest dość nerwowa, wiele osób chce pomścić krew ofiar, jeszcze więcej zmęczonych bezczynnością opozycji – wszystkie te gorące głowy pełne są iluzji, co do prawdziwych walk, i zgodnie z tym, nie wyobrażają sobie możliwych konsekwencji. Nie zastanawiają się też nad tym, że po drugiej stronie barykady też są ludzie i dlatego nasze działania nie powinny kompromitować Majdanu z „ludzką twarzą”.

– A czy nie stykasz się z antysemickim, pogardliwym stosunkiem typu: jest z nami, chociaż to Żyd?  Mówię o dychotomii: są „my” – Ukraińcy, i „oni” – Żydzi, których część to nasi sojusznicy, a nawet przyjaciele. W końcu pytanie, czy to „żydowska sprawa” zadają sobie i nasi ukraińscy sąsiedzi.  

Nie odczułem nawet cienia podobnych nastrojów. Od pierwszych dni stykam się z aktywistami „Prawego Sektora”, UNA-UNSO – ze wszystkimi tymi ludźmi, z którymi w czasy pokoju od razu znalazłbym powód do kłótni.  Przy czym trzeba wspomnieć, że ja określam się otwarcie jako Żyd, i to religijny. Pod moim dowództwem są już dziesiątki bojowników – Gruzinów, Azerów, Ormian, Rosjan – którzy nawet nie starają się mówić po ukraińsku i ani razu nie zetknęliśmy się z przejawami nietolerancji. Wszyscy z wyraźnym szacunkiem odnoszą się do mojej wiary – już wiedzą, co jem, czego nie jem itd. i to nie wywołuje żadnej niechęci.

– Na ile ty i twoi żydowscy przyjaciele postrzegacie Majdan jako narodową ukraińską rewolucję? Bo przecież to, że jest to narodowa rewolucja, nie można wątpić – stale pobrzmiewa refren: «Sława Ukrainie – sława Bohaterom!», narodowy hymn odśpiewywany jest co pół godziny…

I flaga, i hymn to państwowe, a nie partyjne symbole i szacunek dla nich jest koniecznością. W Stanach Zjednoczonych przy dźwiękach hymnu ludzie stają na baczność i nikt nie odbiera jego słów jako nacjonalistycznej deklaracji.

Bynajmniej nie idealizuję ruchu protestacyjnego i nie wiem, czy na Majdanie rzeczywiście rodzi się nowy obywatelski naród, ale bardzo mi imponują niektóre procesy. Przez ponad 20 lat przy wszystkich zewnętrznych atrybutach państwowości Ukraina przedstawiała sobą całkiem sztuczny twór – ludzie nie odczuwali dumy ze swego kraju. Kultywowano stary stereotyp „moja chata z kraja”, Ukraińcy byli narodem, któremu było wszystko jedno.  Nikt nie spodziewał się, że po dziewięciu latach od Pomarańczowej Rewolucji, po totalnym rozczarowaniu, ludzie znajdą w sobie siłę, aby podnieść się znowu. W marszu milionów – uczestniczyłem w nim – dziesiątki Żydów szły razem z sympatykami Swobody, krzyczącymi niezbyt przyjemne dla mnie hasła…W to, że duch wolności i jedności istnieje na Majdanie w zwiększonej koncentracji, mało kto wątpi. Wystarczy przejść się wzdłuż barykad – takiej odpowiedzialności dawno nie widzieliśmy, sam w przeszłości byłem świadkiem, jak ludzie po prostu przechodzili obojętnie obok człowieka leżącego na ulicy. I nagle pojawiła się obywatelska świadomość – ludzie, którzy pracują cały dzień, nocą stoją na Majdanie, rezygnując z kilku dodatkowych godzin snu.

(…)

– Co nowego odkryłeś w sobie, w ludziach, w kraju po dwóch miesiącach istnienia Majdanu?

Trochę przerażała mnie myśl o przewodzeniu setkami ludzi wekstremalnych sytuacjach. W moim obywatelskim życiu nie miałem takiego doświadczenia. Co tyczy się atmosfery – pamiętam, że jak pierwszego dnia na ulicy Hruszewskiego podszedłem do barykady i nagle nieznajomy mi człowiek podaje mi coś mówiąc: «Na gardło». Popatrzyłem –  to były pastylki do ssania. Innego razu stoję pod Ukraińskim Domem i widzę dziwną grupę ludzi – podszedłem do nich zapytałem, kim są i skąd przyszli. Jeden z nich mówi, przepraszam pana, my się tu modlimy – za ludzi, za świat…To jest wspaniałe. Warto było żyć w tym kraju, aby dożyć Majdanu, warto było. (…)


Tłum. z jęz. ros. Katarzyna Chimiak

Tekst oryginalny: http://vaadua.org/news/stoilo-zhit-v-etoy-strane-chtoby-dozhit-do-maydana